Kolejne dni mineły bardzo szybko. TJ prawie cały czas była poza domem, szkoła, praca i jeszcze do tego wszystkiego codziennie odwiedzała Arthura, który z każdym dniem wyglądał coraz gorzej. Harry przyszedł po TJ do pracy i wracali razem do domu. Było już po dziesiątej i pogoda nie dopisywała. Padał deszcz ze śniegiem, który sprawił, że Londyn znów był szary i ponury.
- Jutro sobota, idziemy gdzieś ? - spytał Lokaty.
- Jasne możemy gdzieś wyjść, trochę odpoczne od tego wszystkiego.
- Kochanie tak sobie myśle, że skoro teraz mieszkasz ze mną to może nie będziesz pracowała, albo chociaż mniej. Ale nie możesz się tak przemęczać, zaczynam się o ciebie martwić. - objął ją ramieniem i pocałował w głowę.
- Kochanie nie masz o co. A ja musze pracować, rodzice nie będą mi pomagali przez całe życie, zresztą sami mają teraz dużo wydatków.
- Ale TJ mieszkasz ze mną więc nie musisz pracować. Ja zarabiam.
- O czym ty mówisz Harry ? Niech każdy zarazbia na siebie.
- Dlaczego ty jesteś taka uparta. To może wróć do gazety zamiast pracować w sklepie.
- Harry najpierw sam mi to odradzałeś, a teraz chcesz, żebym tam wróciła ?
- Ale kochanie ciebie nie ma całe dnie w domu, później do nocy się uczysz i zaczynasz kolejny dzień o szóstej. Zastanów się nad tym proszę. - zrobił maślane oczka.
- Zastanowie się.
W domu było na prawdę bardzo cicho. W salonie siedział Liam z Danielle, a reszta chłopców gdzieś wybyła, w końcu każdy miał teraz swoją drugą połowę. Harry i TJ nie chcięli im przeszkadzać więc poszli do kuchni. Przygotowali razem kolacje i poszli na górę. Było po jedenastej TJ poszła się wykąpać, gdy wróciła Hazzy nie było w pokoju, położyła się do łóżka, była strasznie zmęczona. Wzięła do ręki laptopa i uruchomiła go. Poszperała chwilę w internecie i zasnąła z laptopem na kolanach. Harry widząc to uśmiechnąl się do siebie i zabrał komputer z kolan dziewczyny. Po chwili leżał już obok niej i bawił się jej włosami. Zaczął myśleć nad tym wszystkim co dzieje się teraz wokół niego. Nie mógł uwierzyć, że jest z taką cudowną dziewczyną jak TJ. Bardzo ją kochał i chciał dla niej jak najlepiej, dlatego zastanawiał się jaka praca byłaby dla niej teraz odpowiednia skoro jest tak uparta i musi pracować.
TJ obudziły promienie słońca, które wpadały do pokoju przez okno. Po wczorajszym wieczorze nikt nie spodziewałby się takiej pogody. Podeszła do okna, za nim ujrzała cudowny krajobraz. Londyn znów był okryty białą, puszystą kołderką. Po cichu zeszła na dół. Zrobiła śniadanie dla wszystkich.
- Witaj TJ. Nie spisz już ? - Liam zaspany.
- Dzień dobry. No jak widac nie. - usmiechnąła się.
- Co ty masz dzisiaj taki dobry humor ?
- Mam wolne, jest cudowna pogoda, dlaczego mam być smutna. Mógłbyś zawołać wszystkich na śniadanie ? - poprosiła go.
- Jasne, a zrobisz dla mnie kawę ?
- Kawa już jest. - rozpromieniona wzięła swój kubek w dłoń i usiadła do stołu. Po chwili wszyscy już byli na dole. Wszyscy czyli Liam, Danielle, Harry, Lou i Niall. Zayn znowu nie wrócił do domu i nie dał żadnego znaku życia, ale ostatnio to było normalne i jakoś nikt się tym za bardzo nie przejął. Louis był w innym świecie, cały czas myślał o ukochanej Eleonor, Niall zajęty jedzeniem, modlił się by jak najwięcej zostało dla niego. Liam wyjątkowo był bardzo zaspany, Harry przyglądał się każdemu ruchowi TJ, uczył się jej, ona natomiast rozmawiała z dziewczyną przyjaciela, z którą znalazła wiele tematów. Po śniadaniu razem z Danielle pozmywały naczynia i rozsiadły się na kanapie w salonie obok chłopców. Po dwunastej TJ poszła się ubrać. Razem z Harrym poszli do Arthura. Po drodze zrobili jakieś zakupy dla staruszka. Pogoda na prawdę dziś dopisywała. Szli przez park. Nagle Harry dostał śnieżką od małego chłopca, który bardzo się zawstydził i zaczął go przepraszać.
- Nic się nie stało. Mógłbyś tak jeszcze raz ? - spytała TJ, chłopiec speszony odszedł.
- Widzisz faceci trzymają się razem. Nie posłuchał cię. - osiemnastolatka przystaneła na chwilę, a Harry szedł w przodzie. - Idziesz ? - odwrócił się i dostał śnieżką w twarz.
- Ale to my kobiety mamy świetnego cela. - uśmiechnąła się dumna.
- I myślisz, że pozwolę ci odejść ? - zaśmiał się Lokaty i wrzucił ją w śnieg.
- Zabije cię chyba.
- Wiesz ile razy chciałaś mnie zabić.
- Tym razem na prawdę. Pomóż mi wstać. - wyciągnęła do niego rękę, a on rozbawiony przyglądał się całej sytuacji. - Pomożesz mi czy nie ? - spytała zdenerwowana, a ten dalej nic. - Harry ?!
- Magiczne słowo.
- Chyba sobie żartujesz. - wzięła śnieg do ręki i zaczęła go rzucać. W końcu sam położył się obok niej i oboje leżeli na białych płatkach. Ludzie z dziwnymi minami im się przyglądali, a oni się tym nie przejmowali. Po dwudziestu minutach doszli do budynku, w którym mieszkała brunetka i jej sąsiad. Weszli na górę, otworzyli drzwi.
- Arthurze to ja! Jak sie czujesz ?! - krzyczała przy wejściu i zdejmowała kurtkę. Weszła do salonu. Mężczyzna leżał na podłodze. Serce zaczeło bić jej szybciej, łzy napływały do oczu, podbiegła do niego. - Arthurze ! Arthur! Obudź się ! - płakała, Harry podszedł do niej. - Dzwoń na pogotowie!- krzyczała, wyjął telefon z kieszeni i zrobił tak jak chciała. - Arthurze ! Proszę nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie ! - nie mogła się uspokoić. Łzy leciały strumieniami. Trzymała go za rękę myśląc, że to coś pomoże. Nie mogła uwierzyć. Po czterdzistu minutach zabrali go do szpitala. Lokaty i TJ pojechali tam, dziewczyna poinformowała Marcusa, ale ten powiedział, że nie może przyjechac. Dziewczyna nie rozumiała zachowania rodziny. Siedzieli na korytarzu, TJ była cała zapłakana, Harry próbował ją uspokoić. Sam uronił kilka łez. Nagle wyszedł lekarz, dziewczyna widząc go wstała z miejsca, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy, a on widząc ją nie wiedział jak ma to powiedzieć.
- Bardzo mi przykro, ale... - wiedziała co usłyszy dalej i z bezsilności upadła na ziemię.
- Wszystko w porządku ? - zawołał mężczyzna. Jej płacz słychac było na całym korytarzu. Styles nie wiedział co robić. Po dwudziestu minutach było już lepiej.
- Kochanie jeźdżmy już do domu twoja obecność nic nie zmieni. - nie usłyszał odpowiedzi, lecz dziewczyna wstała z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. - To moja wina.. - powiedziała cicho. - Gdybym wcześniej zareagowała, gdybym zadzowniła po lekarza..
- TJ przestań tak mówić. To nie jest twoja wina.
- Tylko i wyłącznie moja. Był dla mnie bardzo ważny. Traktował mnie jak swoją wnuczkę, a ja.. gdybym zadzwoniła do tego piprzonego lekarza już za pierwszym razem, gdy zobaczyłam, że coś jest nie tak. - nie ocierała już łez, nie miała na to sił. Przez całą drogę do domu płakała i obwiniała się. Styles próbował jej wmówić, że to nie jest jej wina, ale niestety nie słuchała go. Doszli do domu, wszyscy widząc Theresę zaczęli wypytywać co się stało.
- Zabiłam człowieka.. - wypowiedziała i szła w kierunku schodów. Przyjaciele posłali Harremu pytające spojrzenia.
- Arthur nie żyje.. - spuścił wzrok i ruszył za dziewczyną. Bał się o nią. Ten dzień nie miał tak wyglądac. Jeszcze trzy godziny temu, śmiała się, a teraz nie może opanować łez.
- Zostaw mnie samą Harry, proszę.
- Wolałbym przy tobie być. Nie będę się odzywał, a ty będziesz miała do kogo się przytulić. - spojrzala na niego. Widziała, że bardzo się o nią martwi, dlatego nie skomentowała tego co powiedział i położyła się na łóżku, tyłem do chłopaka, nie chciała by ją widział. Skuliła się i czuła jak łzy lecą po policzkach. Chłopak przyglądał się jej i bolało go to, że nie wiedział jak jej pomóc.. Nie umiał.. Tak bardzo chciał zobaczyć tą TJ sprzed kilku godzin.
***
Nadszedł dzień pogrzebu Arthura. TJ przez cały ten czas nie wychodziła z pokoju, najwyżej do łazienki. Nie chciała jeść, ale Harry jej pilnował. Nie chodziła do szkoły, zamknęła się w sobie. Straciła kogoś kto zawsze wiedział jak jej pomóc, kto potrafił z nią rozmawiać i nie znając dobrze sytuacji znalazł dobre rozwiązanie. Chłopcy, oprócz Zayna, też wybierali się na pogrzeb.
- Gotowa ? - Harry otworzył drzwi od ich pokoju. Stała przy oknie i wpatrywała się w jeden punkt.
- Tak. - odpowiedziała i szła w jego kierunku. Weszli do smochodu. Louis był kierowcą. Przez całą drogę nie odezwała się ani jednym słowem. W kościele trzymała za rękę Harrego, chociaż trzymała to złe słowo, ściskała, jakby dzięki temu żyla, była roztrzęsiona. Marcus otrzymał głos. To co usłyszała.. nie mogła uwierzyć w to co on mówi.
" Byłem wnukiem Arthura. Był wpsaniałym człowiekiem. Uwielbiałem z nim rozmawiać. Zawesz kiedy miałem jakiś problem szedłem z nim do niego. Nie żałuje żadnej chwili jaką mogłem z nim spędzić, a raczej tych, w których mnie przy nim nie było. Uwielbiał swoich prawnuków, ciesze się, że miał okazje je poznać. Zawsze powtarzał, że miłość jest najważniejsza i najlepszym lekarstwem na złamane serce jest zakochac się na nowo. "
- Nigdy tak nie mówił. - skomentowała.
- Arthur był na prawdę człowiekiem, którego będzie mi brakowało i to bardzo. Opiekowałem się nim, ale widocznie nadszedł jego czas. Wydaje mi się, że nawet najlepsi lekarze by mu nie pomogli. Nie ma lekarstwa na starość. Boli mnie to, że nie będę mógł spędzać z nim wieczorów oglądając mecze..
- Przecież Arthur nie lubi piłki.. - komentowała po cichu.
- Pamiętam jak widywał moje dzieci, był wtedy taki zadowolony, że może je zobaczyć i być przy nich, być dla nich kimś ważnym..
- Co on wygaduje ? Przecież Arthur mówił, że bardzo rzadko je widywał, prawie wcale..
- Dziękuje wszystkim, którzy się dziś tutaj zjawili, jestem szczęśliwy, że miał tak wielu znajomych i takiego wnuka jak ja.. - uśmiechnął się chcąc rozładować emocje. Zapomniał sie ? zapomniał, że nie jest w pracy ? Żarty na pogrzebie ? Niestety nikogo nie rozbawił, wszyscy skarcili go wzrokiem i ksiądz kontynuował ceremonię. Najgorszy moment, zakopywanie trumny.. Ludzie skierowali swój wzrok na TJ, która nie mogła opanować płaczu i krzyczała, żeby tego nie robili. Chłopcy spojrzeniami pokazali Harremu, by ją zabrał w miejsce, gdzie nikogo nie ma, a najlepiej do samochodu. Tak też zrobił, martwił się o nią. Cały czas tylko płakała. Ceremonia sie skończyła wszyscy wracali do domów. Nagle szedł Marcus.
- Opiekowałeś się nim ? - powiedziała z sarkazmem.
- O co ci chodzi ? Opiekowałem kiedy mogłem.
- Powiedz mi kiedy ostatni raz go widziałeś co ? - Harry próbował ją uspokoić i kazał wejść do samochodu. Zrobiła tak jak chciał, pojechali do domu i zaczęło się to samo. Poszła do pokoju i nie zamierzała odzywać się do nikogo.
- Chodź na kolacje.
- Nie jestem głodna.
- Tj prosze cię przestań. Dalej zejdź na kolacje. Nie wyjde stąd sam.
- No czyli posiedzimy razem.
- Theresa no prosze cię, nie masz zamiaru nic teraz jeść. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka.
- Pierwszy raz powiedziałeś do mnie Theresa.
- TJ to nie jest ważne. Proszę cię zejdź ze mną na dół.. - podszedł do łóżka.
- Czy ty jeśli nie jesteś głodny jesz na siłę ? - zdenerwowany kierował się w stronę wyjścia.
- Uwierz mi, że mi też jest ciężko. Nie wiem już co mam robic, żebyś normalnie ze mną porozmawiała. Wiem, że się do niego przywiązałaś i był dla ciebie ważny, ale to nie znaczy, że masz mnie odtrącać, bo tak się właśnie czuje. - wyszedł z pokoju. Teraz dopiero do niej dotarło, że przez ten cały czas nie pokazała mu jak bardzo go kocha i dziękuje mu za to, że jest. Przez cały czas się o nią troszczył. Postanowiła, że zejdzie na dół. Przy stole siedzieli wszyscy chłopcy, całe One Direction. Spojrzała na Harrego, który był już wykończony tą całą sytuacją. Usiadła obok i zaczęła jeść, chociaż nie miała za bardzo ochoty. Chciala po prostu pokazać Hazzie, że miał racje. Z zaciekawieniem na nią patrzył i uśmiechnął do siebie. Nagle zadzwonił telefon dziewczyny.
- Słucham ? .. Marcus ? .. Jasne, ale o co chodzi ? .. No dobrze.. Okej będę. .. Na razie.
- Co chciał ? - spytał Loczek.
- Chcę, żebym się z nim jutro spotkała mówi, że to bardzo ważne. Pójdziesz ze mną ?
- Jeśli chcesz.
- Chce.
Do końca dnia próbowała rozmawiac z nim o jakichś bzdurach. Chciała zakończyć ciszę jaka była między nimi przez kilka ostatnich dni. Rano przyniósł jej śniadanie do łóżka. Zjadł razem z nią, gdy doszła godzina spotkania, ubrali się i poszli w umówione miejsce. Marcus już na nich czekał.
- Siadajcie. Jest sprawa.. wczoraj robiliśmy ostatnie porządki u Arthura i znalazłem to. Widzialaś ? - podał jej całą zapisaną kartkę. Zaczęła czytać. Spojrzała pytająco na Marcusa i na Harrego, nie wiedziała, że była aż tak ważna dla tego człowieka...
______________________________________________________________________
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM xdd wybaczcie mi, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale nie miałam czasu, żeby go napisać xd rozdział jest dosyć długi, myślę, że sie spodoba i trochę was zaciekawie.. urwałam, ale to tak specjalnie xd no nie będę was zanudzać.
Pozdrawiamy Andzia, Rasta Gati < 3
ciekawy to mało powiedziane. < 33
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego, bo chcę wiedzieć co pisało na tej kartce. A i zgadzam się z Marta < 33
OdpowiedzUsuńmnie ciekawią losy Zayna :)
OdpowiedzUsuńpiszcie bo nie mogę się doczekać!!
Ale z Zayna dupek ! Wszyscy oprócz niego poszli na pogrzeb. Liam Lou i Niall go nie znali a poszli. Co za debil ! nich zmądrzeje ! A Hazza kochany jest !
OdpowiedzUsuńI w takim miejscu urwałyście !?? weźcie się ! mam nadzieję że dzisiaj będzie następny !
OdpowiedzUsuń