czwartek, 23 lutego 2012

Chapter Three

Dwa tygodnie do końca roku szkolnego, a TJ jeszcze nie dostała żadnego zawiadomienia z którejś z londyńskich szkół. Martwiła się, bo bardzo jej na tym zależało. Obudziła się, w piżamie zeszła na dół. 
- Ja juz oglądałam mieszkania w internecie. - powiedziała Marie do Josha.
- Jeszcze mamy trochę czasu, najpierw jej powiedzmy. - mąż odpowiedział jej popijając kawę i czytając gazetę. 
- O czym ? Komu powiedzieć ? - Theresa weszła do kuchni. 
- Pismo przyszło ze szkoły z Londynu. - powiedziała mama trzymając w ręku otwarty list. 
- Czytałaś ? - spytała córka.
- Tak, gdy zobaczyłem, że to ze szkoły to otworzyłam, co w tym złego ? 
- To, że tu jest napisane Theresa Joanne Watts, a nie Marie Watts-Carter. - pokazując palcem na kopercie. 
- Oj kochanie przestań się denerwowac. Dostałaś się powinnaś się cieszyć. 
- Dostałam się ?! - zaczęła krzyczeć. 
- Tak, przeczytaj to się przekonasz. 
- Aaa ! Na tym College'u najbardziej mi zależało. Ale się ciesze. Muszę zadzwonić do dziewczyn. Nie wytrzymam. 
- Jest dziewiąta, pewnie jeszcze śpią. - powiedziała mama.
- To trudno, obudze je. - podeszła do telefonu wykreciła numer Lisy i zadzwoniła do dziewczyny. 
- Haloo.. - usłysząła w słuchawce zaspany głos blondynki.
- Dostałam się ! Rozumiesz ? Słyszysz! - krzyczała.
- Serio ? Kocham cię. Moge przyjść do was na śniadanie ? - zapytała przyjaciółka.
- Jesne! Chodź i to szybko. Wszystko ci opowiem. - Lisa częso przychodziła w soboty na śniadanie do Carterów. Dziewczyna zjawiła się po piętnastu minutach. W tym czasie TJ zdążyła zaprosić jeszcze Iz. 
- Opowiadaj. - podniecona Lisa, chciała wiedzieć wszystko. - A który do college ?
- Kensington And Chelsea College. 
- Naprawdę. Jestem z ciebie dumna. - powiedziała po czym ją przytuliła. Josh przygotował pyszne naleśniki z czekoladą. Przyjaciółki cały czas rozmawiały o tej sytuacji. Nawet zaczął się temat co będzie z ich przyjaźnią, gdy TJ wyjedzie. Przyjaźniły się od piątego roku życia.  


***

- Mamo tak strasznie się denerwuje. - TJ rozmawiała z mama podczas ostatniego pakowania się. 
- Nie ma czego, skarbie przecież dasz sobie radę. Ja też się boje, ledwo skończyłaś osiemnaście lat, a już się ode mnie wyprowadzasz. - Marie przytuliła ją. 
- To było moje największe marzenie, ale inaczej to sobie wyobrażałam. Nie myślałam, że będę musiała wszystko zostawić. Przyjaciół, rodzinę i chłopaka. Nie będe pracowała już w knajpce, do tego jeszcze "Born To Dance" zostanie beze mnie. Wiem, że sobie poradzą, bo są świetni, ale będzie brakowało mi tych ludzi. 
- Miałaś wybór. 
- Wiem i pojadę do Londynu, zamieszkam tam sama, jeszcze wakacje.. nie przeżyje. 
- Przeżyjesz. Poznasz nowych znajomych. 
- Dobra mamo ja muszę lecieć miałam się spotkać ze Scottem. - wzieła torbę i wyszła. W parku chłopak już na nią czekał. TJ denerwowała sie tą rozmową. 
- Hej. - przytulił ja mocno Scott. 
- Cześć. - pocałowała go. 
- Scott to jest bardzo trudne, ale to nie ma sensu. Związek na odległość nie przetrwa. Kocham cie i chce, żebyś o tym wiedział, ale nie chce chodzić z tobą jeśli będę w Londynie. Przepraszam, ale wydaje mi sie że najlepszym rozwiązaniem, będzie po prostu zerwanie. Ale chce, żebysmy nadal byli przyjaciółmi. Chcę z tobą rozmawiać, dzwonić do ciebie. Kocham cię. - mówiła patrząc prosto w oczy i cały czas trzymała go za rękę. Poczuła, że po policzku spływa jej łza. Chłopak otarł ją i przytulił brunetkę. 
- Mi też się wydaję, że tak będzie najlepiej. - siedzieli tak razem jakieś dwadzieścia minut, aż w końcu Theresa musiała wracać do domu.
- Odprowadze cię. 
- Nie. Lepiej nie, pożegnajmy się tutaj. Nie chcę ryczeć jak wół przy rodzicach i Willu. 
- Obrazisz sie jeśli nieraz powiem ci do telefonu, że cię kocham ? 
- Nie no coś ty. Ja też ciebie kocham. - wtuliła się w chłopaka. 
- Tak bardzo będę za tobą tęsknił. Wiedziałem, że to będzie trudne, ale nie myslałem, że aż tak. Nie wyjeżdżaj. - czuł się jakby jego serce rozpadało się na kilka drobnych kawałeczków. 
- Nie mów tak. - rozpłakała się. 
- Dzwoń do mnie o każdej porze. Noc czy dzień nie ważne, gdy tylko będzie ci źle zadzwoń do mnie. 
- Musze już iść. - Scott otarł jej łzy.
- Nie płacz. To nic nie da. Uśmiechnij się, chce zobaczyć twój uśmiech. - zrobiła tak jak chciał, lecz łez nie mogła opanować. Droga do domu strasznie jej się dłużyła. Szła cała zapłakana, miała mętlik w głowie. Z jednej strony bardzo cieszyła się, że tam jedzie, a z drugiej chciała tu zostać i dalej robić te wszystkie zwariowane rzeczy z bliskimi jej osobami. Doszła do domu, gdzie wszyscy na nią czekali. 
- Walizki są już w samochodzie. - powiedział Will, gdy weszła do domu.
- Super. - powiedziała, a łzy nadal miała w oczach.
- Płaczesz ? - spytał zatroskany brunet.
- Może.. - otarła łzy i pobiegła do pokoju. 
- Gdzie ona poszła ? - Marie spytała pasierba.
- Nie wiem, nic mi nie powiedziała, ale płakała, może chodzi o Scotta. - odpowiedział jej.
- Theresa! Dalej musimy już jechać! - kobieta krzyczała do córki. 
- Już jestem. - młoda dziewczyna szła w stronę samochodu. 
- Ej, nie smuć się, bedziemy cię odwiedzać. Scott, ja i dziewczyny. Nie martw się. - Will uderzył ją w ramię z pięści.
- Nie jestem już ze Scottem. - powiedziała cicho.
- Jak to ? Czemu ? 
- A czy to ma sens ? - droga trwała ponad sześć godzin. Rodzice pomogli jej ze wszystkim. Mieszkanie było dosyć duże i znajdowało się w wielkim budynku. Był stary, ale niedawno co odnowiony. Na przeciwko drzwi wejściowych znajdowała się duża, słoneczna kuchnia z wielkim oknem, połączona z jadalnią. Po lewej stronie znajdował się duży salon. Największą uwagę przykuwała limonkowa sofa. Znajdował sie tam również pokój gościnny. Po prawej stronie drzwi znajdowały się dwa pokoje średniej wielkości. Jeden z nich to sypialnia Theresy, a drugi to taki jakby gabinet. W sypialni znajdowało się wielkie łóżko z czerwoną pościelą, która idealnie kontrastowała z szarym kolorem na ścianie. Obok łóżka biały stoliczek nocny, na którym stała lampka. Na ścianie z prawej strony łóżka znajdował się duży obraz, na którym widniał Londyn. Wszystko świetnie ze sobą grało. Najważniejszym miejscem dla kobiety to łazienka. Duża, narożnikowa wanna to rzecz, z której Theresa najbardziej się cieszyła. 
- Musieliście dużo zainwestować. Dziękuje. - powiedziała przytulając mamę i Josha. 
- Kochanie nie martw się tym ile pieniędzy w to włożyliśmy. Najważniejsze jest teraz, żebyś się uczyła. 
- I na wakacje musze znaleźć pracę. Mam tyle do zrobienia. Jeszcze wszystko pozałatwiać związane ze szkołą. Boje się.. - wzdychając i robiąc smutną mine. 
- Poradzisz sobie. Jesteś już dorosła. - odpowiedział Josh, próbując ją pocieszyć. 
- Proszę kochanie. - Marie podała dziewczynę brązową koperte.
- Co to ? - spytała zdziwiona nastolatka.
- Zobacz. - dziewczyna zajrzała do środka. Nie wierzyła w to co widzi. 
- Co to ma być ? 
- Pięć tysięcy, nie jest to majątek, ale na razie ci wystarczy, będziemy ci wysyłać pieniądze.. 
- Nie mogę w to uwierzyć. Kupiliście mi mieszkanie, wszystko jest tutaj nowe i jeszcze dajecie mi pieniądze. Rozpieszczacie mnie. 
- Kochanie tak bardzo będę tęsknić. - Marie przytulając córkę poczuła, że łza jej spływa po policzku. 
- Mamo ja też. Musicie już jechać ? 
- Niestety. Ja i Josh jutro pracujemy. Kocham cię. 
- Dziękuje wam. Dziękjue Josh, opiekuj się mamą dobrze.. będę tęskniła za twoją kuchnią. - uśmiechnęła się. 
- A ja będę tesknił za tobą. Kto teraz będzie jadł moje naleśniki ? 
- Za tobą też będę tęsknić głupku. - przytuliła brata. 
- A myslisz, że ja nie. Niedługo wbijam i robimy impreze. - uśmiechnął się po czym wszyscy wyszli z domu. 
- No to zaczynam nowe życie. - powiedziała i zamknęła drzwi na klucz. 

3 komentarze:

  1. Super opowiadanie , kurcze wy to umiecie pisać. Tamto było extra a to jest równie wspaniałe.
    Czekam aż się pojawią chłopaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Anonimowym.
    Dzięki za komentarz. Taak. Tylko wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. ;p
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń